…i po świętach

tygodniami poszukiwałam czegoś do czytania, przerzucałam stosy książek, wertowałam kartka po kartce, zaczynałam, żeby zaraz odłożyć. fikcja rozczarowywała, nie-fikcja wymagała zbyt wiele skupienia, iris murdoch zostawiła mnie zdruzgotaną, jej morze, morze trawiłam przez wiele tygodni. łapałam się za kryminały, bo od nich nie można wiele wymagać, a przynajmniej chce się skończyć.

jadąc do domu na święta do walizki wrzucałam dosyć przypadkowe tytuły, nie wszystkie z nadzieją na przeczytanie, ale kryminału do skończenia zostało mi niecałe sto stron, więc wiedziałam, że już w samolocie będę musiała sięgnąć po jakąś lekturę rezerwową. i jakież było moje rozczarowanie, złość nawet, gdy okazało się, że jedyną książką w moim bagażu podręczym jest the handmaid’s tale atwood, zamiast oczekiwanej tokarczuk (mającej być lekką, łatwą i przyjemną). nie jestem wielbicielem science-fiction, nie miałam też ochoty na ciężką tematykę, książkę spakowałam w akcie dobrej woli, moja próba jej przeczytania właściwie miała się na tym zakończyć, a tu się okazało, że mam cztery godziny na lotnisku plus dwie lotu, a do czytania jedynie francuskie gazety lub financial times. zabrałam się więc za the handmaid’s tale, i ach, jakież było moje zaskoczenie! nie chciałam, żeby lot się skończył, nie chciałam książki odkładać!

atwood wciąga wspaniale, myślę, że zabrakłoby mi superlatyw, jeżeli chciałabym jej wspaniałość oddać. jej proza jest jak wielopoziomowy labirynt, z którego wcale nie chce się wychodzić, tylko iść dalej, i dalej, zgubić się w nim, zatracić. ona nie tylko potrafi stworzyć niezwykły świat samej powieści, bo przecież nie sama historia jest ważna, tylko to, jak ona została opowiedziana, z jaką wrażliwością, z jakim wyczuciem. język, którym się posługuje atwood, jej szczególna wrażliwość, otwiera nam w jej opowieści dodatkowe znaczenia. jej kunszt sprawia, że nie tyle wciągamy się w samą opowieść podręcznej, pozostajemy w stanie permanentnego zadziwienia, nasz mózg pracuje na pełnych obrotach, żeby to wszystko przetrawić, ale również (a może nawet przede wszystkim) odczuwamy niesamowitą przyjemność z czytania, popadamy w stan niemalże ekstatyczny. i nie jest to chyba stan wyjątkowy podczas lektury tej książki, bo równie dobrze smakują jej inne powieści, które czytałam: cat’s eye i blind assasin. od teraz jednak przestanę się bać motywów fantastycznych u atwood i poczytam jej trochę więcej.

święta już niby minęły, ale ja mam przed sobą jeszcze trochę lenistwa. a pod choinką znalazłam to:

7 myśli w temacie “…i po świętach

  1. Jak miło wreszcie Cię czytać;)
    Akurat te dwie pozostałe wymienione przez Ciebie powieści Atwood smakowały mi lepiej, ale „Opowieść podręcznej” nie jest zła, w końcu to już klasyka. Zdecydowanie wolę tę pisarkę w wydaniu współczesnym, futurystyczny Oryks and Crake też mi niespecjalnie się podobał.
    I jakie zakupy Pani poczyniła!;)
    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.

    Polubienie

    1. „cat’s eye” jest i u mnie na pierwszym miejscu, ale myślę, że „opowieść podręcznej” przebija pozostałe. „oryx and crake” kiedyś zaczęłam czytać i też nie za bardzo przypadł mi do gustu, ale myślę, że dam tej książce jeszcze jedną szansę. dla mnie największym odkryciem był sam fakt, że sci-fi może się podobać ;)

      dziękuje, i nawzajem żeby ten nowy rok przyniósł wiele niezapomnianych lektur!

      Polubienie

  2. U mnie Atwood jeszcze budzi obawy. Po takiej porcji zachwytów nie będzie wcale łatwiej się zabrać za jej książki – oczekiwania jednak urosły, a siły umysłowe wciąż te same :P
    W podróż zdecydowanie wolę zabierać mniej wymagające rzeczy. Choć ostatnio Mansfield smakowała mi w pociągu jak mało co. W drodze jednak inaczej się trawi słowa. I wrażenia zostają na dłużej jakby.

    Polubienie

    1. ja polecam Atwood jak najbardziej, myślę że i Tobie będzie się podobać, nie zwlekaj ;-)

      masz rację, w podróży czyta się inaczej, i o wiele lepiej pamiętam te książki, które przeczytałam w pociągach lub na lotniskach, ciekawe! Mansfield jeszcze przede mną, przeczytałam zaledwie parę jej opowiadań, jakoś ta krótka forma mnie za mało wciąga…

      Polubienie

  3. Widzisz, jak to się można pomylić! Lubię Atwood, dawno nic jej nie czytałam, musze to zmienić.
    Prezenty choinkowe pyszne. W zeszłym roku kupiłam mężowi Grossmana, więc i na mnie przyjdzie czas z lekturą tejże, a listy Mrożka Lema zamówiłam do biblioteki polskiej i też mam zamiar przeczytać

    Polubienie

    1. podejrzałam już trochę listów Mrożka i Lema i zapowiada się naprawdę smakowicie :-) a Grossman to dla mnie lektura obowiązkowa – postanowiłam w nowym roku nadrobić zaległości z klasyki rosyjskiej i rodzina wzięła sobie moje postanowienie do serca!

      Polubienie

  4. Także spędziłam te święta z „Opowieścią podręcznej” i muszę przyznać, że mojemu czytaniu towarzyszyły identyczne uczucia. Też dawno nie mogłam znaleźć dobrej książki dla siebie, a tu nagle kilka godzin na raz spędzonych na czytaniu i po jednym zadziwieniu następuje kolejne, jeszcze większe – dokładnie tak, jak piszesz.
    Miło Cię czytać, chętnie wrócę :)

    Polubienie

Dodaj komentarz