bez pośpiechu

„Czyli tak zwana sztuka to jest rodzaj wielkiej przygody. Przygody, której chcemy, nie – która nam jest przymusowo dana, tylko chcemy tej przygody, chcemy w tej naszej oczywistości mieć takie iskierki czy płomyki czegoś nadrzędnego. Czegoś, co nam… no, boję się to powiedzieć, ale powiem: pomaga nam żyć. Bo taka pełna jałowość, przynajmniej pewnym osobnikom homo sapiens, byłaby nieznośna.”

Tadeusz Konwicki rozmawia z Przemysławem Kanieckim, W Pośpiechu

Tadeusz Konwicki może i spieszył się, żył w pośpiechu (albo przynajmniej tak o sobie mówił), ale rozmowy Przemysława Kanieckiego z Konwickim w pośpiechu lepiej nie czytać. Kiedy zabrałam się za tę książkę, to po lekturze pierwszych kilkunastu stron spytałam siebie z wyrzutem: dlaczego dopiero teraz?! Przecież ja ją już dawno powinnam była przeczytać! Potem stwierdziłam, że może jednak nie, może to dobrze, że czytam to dopiero teraz, bo inaczej tę całą przyjemność obcowania z Konwickim miałabym za sobą! Lecz kiedy zaczęłam zbliżać się do końca książki, doszłam do wniosku że chyba jednak szkoda, że czytam te rozmowy właśnie teraz, bo o wiele bardziej wolałabym mieć tę lekturę przed sobą…

Przyznam się bez bicia, że wcześniej Konwickiego dobrze nie znałam. Pewnie, na studiach przeczytałam parę jego opowiadań; pamiętam nawet jak rozmawiałyśmy o nich z przyjaciółką, jak byśmy bardzo chciały tego Konwickiego więcej poczytać. Kojarzę, że przyjaciółce nawet się udało tego Konwickiego więcej poczytać, mnie niestety nie. Widziałam też pewnie kilka jego filmów, ale to też było w czasie studiów, i naprawdę niewiele z nich pamiętam.

W Pośpiechu kupiłam zaraz po wydaniu, w takiej manii zbieracza i kupowacza nowości. Jak widać to na coś się przydaje, a książka może i swoje odstała, ale się w końcu przeczytania doczekała. Szkoda jednak że do lektury skłoniła mnie taka smutna okoliczność, wolałabym żeby co innego sprawiło, że sięgnęłam po te rozmowy, ale na to już nie jestem w stanie nic poradzić.

Chyba nie przesadzę, jeśli powiem że Tadeusz Konwicki jawi się w rozmowie z panem Przemkiem jako cudowny człowiek, skromny i bezpretensjonalny. Nie wiem, czy to nie zabrzmi  nieco bezczelnie, ale wręcz uroczy w tym przekomarzaniu się ze swoim rozmówcą, podtykaniu mu ciastzeczek z czekoladką, bo „te pan lubi”. Rozmowa jest wyborna i jest w niej wszystko: i dzieciństwo, i partyzantka, i Konwickiego przygody filmowe, i jego książki, i jego żona Danuta. Wszystko jest, rzadko się zdarza, żeby książka składała się w tak piękną całość.

Lektura W pośpiechu to właśnie taka przygoda, taka iskierka, płomień czegoś nadrzędnego, chociaż podejrzewam, że Konwicki słysząc to nieco by się zawstydził. Zastanawiam się tylko, czy takich ludzi już nie ma, czy może gdzieś jednak są, tylko ich nie widać zza tłumu tych, którzy są strasznie pewni siebie i przekonani o swojej wyjątkowości.

 W pospiechu

6 myśli w temacie “bez pośpiechu

  1. Tez ostatnio się z Konwickim spotykam, a teraz to mi taka ochotę na te książkę zrobiłaś, że zaraz pewnie polecę pożyczyć od kogoś, komu dałam kiedyś ten tytuł w prezencie.
    A tak w ogóle to zapraszam do siebie po wybór nagrody :)
    gratuluję:)

    Polubienie

  2. Do dzisiaj „czule” wspominam tę lekturę. Rozmowa była tak naturalna, że cały czas w trakcie lektury słyszałam chrapliwy głos Konwickiego.;)

    Polubienie

  3. Hm, to może dobrze, że ja wciąż mam przed sobą „Kalendarz i klepsydrę”? ;-) Upolowałam kiedyś na giełdzie bibliotecznej, a po paru latach upłynniłam, bo „skoro dotąd nie przeczytałam, to już nie przeczytam”. Po kolejnych kilku latach zobaczyłam ją w taniej książce, nieopatrznie wzięłam do ręki, otworzyłam na harcach kota Iwana, i już nie potrafiłam odłożyć… i tak czeka na swoją kolej na półce…

    Polubienie

Dodaj komentarz