dlaczego mi szkoda empiku

Wiem, że to kontrowersyjnie zabrzmi, ale jest mi szkoda Empiku. Tak, doszły mnie słuchy o tym, jak źle traktowali pracowników. Tak, czytałam o pracy w Empiku, i wierzcie mi, kiedy mówię że znam to z autopsji (z małą różnicą, że ja nie musiałam swoich towarów kupować). Tak, słyszałam o tym, jak Empik źle traktował wydawców, jak wyciągał od nich kasę za „promocje” i ile zalegał im ze zapłatami za książki. Tak, wiem że w Empiku łatwiej o kupno fajnego kubka niż dobrej literatury. Ale mimo to jest mi szkoda Empiku.

Jest mi szkoda Empiku trochę z powodów sentymentalnych, bo jest mi szkoda miejsca, w którym można było spotkać się i porozmawiać o książkach. Tak, wiem, Empik już dawno takim miejscem nie był, dlatego też piszę w czasie teraźniejszym. Bo jest mi szkoda tego Empiku, co go miałam pod domem na placu Wilsona, może nie tego, w którym podawało się książki zza lady (a to jeszcze pamiętam), ale tego, w którym schodziło się na dół po schodkach, w którym były zielone fotele, gazety, nie pamiętam tylko czy coś było za barem. Brakuje mi nie tego Empiku, do którego chodzi się po foremki do pierniczków, ale tego, w którym kupowałam książki przyrodnicze (kiedyś chciałam zostać leśnikiem), i tego, w którym kupiłam swoją pierwszą książkę Huellego. Tego, do którego chodziłam na wagary.

Jest mi szkoda Empiku tak jak każdego upadającego sklepu. Mam zbyt wielu znajomych, którzy przez to przeszli, żeby mówić że cieszę się na problemy Empiku: zamknięto księgarnię, w której pracowałam przez trzy lata, i chociaż mnie samej udało się odejść na pół roku przed ogłoszeniem jej upadłości, to przecież tam poznałam większość swoich londyńskich przyjaciół, a nie wszystkim udało się znaleźć nową pracę „na czas”. Poradzili sobie, a jakże, w sumie dobrze na tym wyszli, ale tak jak się na ogół wychodzi na zmianie pracy. Zmieniliby ją pewnie prędzej czy później, szkoda jednak że nie mogli zrobić tego na swoich warunkach, i że musieli przejść przez to wszystko, co wiąże się z upadłością, zamykaniem sklepu, wyprzedażą towaru i z tą niepewnością: co dalej?

Jest mi szkoda Empiku, bo właśnie zadaję sobie pytanie: co dalej? i odpowiedź jaką na nie znajduję nie napawa mnie optymizmem. Widziałam, co pojawiło się na miejsce księgarni, w której kiedyś pracowałam: TKMaxx się pojawił, jakbyście byli ciekawi. Owszem, kiedy pracowałam w Bordersie wszyscy żeśmy zazdrośnie patrzyli na Foylesa, nie tylko dlatego, że zamykał się godzinę wcześniej. Ale teraz, jak przechodzę pod oknami sklepu z ubraniami, to dopiero to jest widok nie do zniesienia, i wiem, że jest on nie do zniesienia również dla tych, którzy swojej pracy nienawidzili. Jeżeli ktoś myśli, że teraz rynek książki się zmieni na lepsze, albo uważa że ci, którzy do upadłości Empiku doprowadzili, poczują się odpowiedzialni, albo przynajmniej spojrzą wstecz i dostrzegą, jakie błędy popełnili, że może nie powinni sprzedawać żelkowych bukietów tylko książki, to ten ktoś wykazuje się naiwnością. Ludzie z zarządu Empiku sobie dobrze poradzą, i jeżeli w ogóle Empik upadnie, to przeniosą swoje praktyki na inne miejsca, na inne firmy.

Mam wrażenie, że niektórzy nie mogą się doczekać zamknięcia się sieci Empik, jakby to miało spowodować poprawę rynku książki. Ale on się sam nie naprawi, do tego potrzeba czegoś więcej. Teraz mamy do obwiniania Empik, ale co i kogo będziemy obwiniać za dwa lata? Przecież za sytuację na rynku odpowiedzialne są również wydawnictwa! Na pewno nie wszystkie, ale są i takie, w których naczelni wypłacają sobie bajońskie sumy, a kiedy wydawnictwo przechodzi trudności, zwolnią pracownika, który zarabia 1/20 tego, co oni. W sumie nic nowego, tak się robi w wielu firmach, prawda?

Jest mi szkoda Empiku, bo to co dzieje się z nim, może się po prostu okazać trendem. Boję się, bo już taki trend widziałam: na londyńskiej Charing Cross Road ostały się może trzy, cztery księgarnie, a kiedyś to była ulica pełna książek. W Anglii ostała się jedna sieć księgarni, Waterstones, a i oni mieli spore kłopoty, z których wybawił ich dopiero rosyjski magnat, Aleksander Mamut. Siecią co prawda kieruje James Daunt, ten od Daunt Books, co wpłynęło raczej pozytywnie na wygląd księgarni (pracownicy przestali na przykład nosić czarne koszule, i mogą „występować” w swoich ubraniach), podobno też dobrze wpłynęło i na zawartość półek, chociaż ja na dostęp tytułów w „swoim” Waterstonesie nigdy nie narzekałam, ale mój jest przy-uniwersytecki, więc przez to specyficzny. Ale pytanie, jak długo będą sobie radzić? Przecież cały czas notują milionowe straty. Przecież rosyjski magnat nie po to kupił księgarnię, żeby do interesu dokładać, tak jak dokłada Christopher Foyle. Rzecz w tym, że my nie mamy co liczyć ani na rosyjskiego magnata (a swoją drogą, to byłby bardzo ciekawy obrazek!) ani na zapaleńców w stylu Jamesa Daunta, którzy z księgarni robią księgarnie (ci, co byli w księgarni Daunts na Marylebone High Road, wiedzą o czym mówię).

Boję się wizji Kalicińskiej, w której razem z upadkiem Empiku spadnie dostęp do literatury pięknej, bo książki będą sprzedawane tylko w supermarketach, a że supermarkety kierują się tylko i wyłącznie sprzedażą, wiadomo, będą sprzedawać tylko i wyłącznie literaturę popularną i lektury szkolne (tylko nie rozumiem czemu Kalicińską ta wizja martwi…). Niby Empik był już takim supermarketem od dawna, ale parę razy udało mi się znaleźć książkę, której szukałam, a nie było jej nigdzie indziej (i spotkałam się wtedy z bardzo miłą obsługą!). Ale boję się, że spadnie dostęp do książek w ogóle. Nie, nie pobiegnę teraz robić zakupów w Empiku; szczęśliwie pochodzę z dużego miasta i mogę wybierać, gdzie kupuję książki. Co mają jednak zrobić ci, którzy takiego luksusu nie mają? Czy ktoś dostrzeże że problem z rynkiem książki w Polsce to problem większy niż Empik? Że to problem z ceną książek, z dostępem do nich, szczególnie tych „z wyższej półki”, które dosyć często wydawane są przez małe, niszowe wydawnictwa? Czy wszystko się musi przenieść do internetu? I nie, nie chodzi o ten zapach książek, chodzi o to, że naprawdę nie ma lepszego miejsca na szukanie nowych, ciekawych tytułów niż dobra księgarnia. Dlatego mi szkoda Empiku, bo mógłby być właśnie takim miejscem.

7 myśli w temacie “dlaczego mi szkoda empiku

  1. tez mi szkoda Empiku i tego starego do którego chodziłam oglądać nieosiągalne dla mnie zagraniczne magazyny i tego obecnego,w którym co chwilę jednak są jakieś dobre książkowe promocje.

    Polubienie

  2. Przyłączam się do kółka zwolenników empiku sprzed lat, kiedy można było w nim kupić dobre książki. Miałam to szczęście w szczenięcych latach zetknąć się z jego klubową stroną czyli czytelnią prasy. Niezwykłe wrażenie.

    Od kilku lat rzadko tam robię zakupy, ale czasem zaglądam. Niedawno byłam bardzo mile zaskoczona, ponieważ przy stoisku z promowanymi książkami zaczepiła mnie pani z ochrony (około l. 50) i wdała się w krótką pogawędkę na temat Modiano (to tak a propos narzekań innych ba niewykwalifikowaną obsługę;)).

    Ale te garnki przy wejściu – tylko ziemniaków i marchewki brakuje.;(

    Polubienie

    1. ja też rzadko kupuję tam książki, chociaż zdarza mi się, nie powiem. i za każdym razem trafiam na miłą obsługę, która zamiast mi wskazać palcem gdzie książka jest, po prostu mi tę książkę przynosi! ja sama rzadko byłam tak uprzejma w stosunku do klientów ;)

      Polubienie

      1. Ja również spotkałam się z przynoszeniem. Pewnie łatwiej samemu iść niż 3x tłumaczyć drogę.;)

        Polubienie

  3. Ja też często wagarowałam w Empiku :) I też tęsknię za tymi czasami, kiedy w Empiku można było skulić się gdzieś w kąciku i spokojnie przeczytać chociaż fragment książki, na którą w tamtych latach po prostu nie było mnie stać :D

    Polubienie

    1. widzę, że nie byłam jedynę Empikową wagarowiczką, od razu mi raźniej :)
      ja lubię jak księgarnie są miejscami, w których się książki odkrywa – Empik kiedyś był takim miejscem, kto wie, może jeszcze kiedyś będzie?

      Polubienie

Dodaj komentarz