książki najgorsze

W ostatnich tygodniach nie powodzi mi się czytelniczo. Pod koniec roku jakoś zawsze mniej czytam, ale tym razem nie trafiam też na dobre książki. Albo są średnio wciągające, albo kiepsko napisane, albo i jedno, i drugie. Ta zła passa i zbliżający się koniec roku sprawiły, że w ramach podsumowań zaczęłam myśleć o książkach najgorszych ostatnich dwunastu miesięcy. Nie miałam tych rozczarowań czytelniczych dużo, ale jednak kilka ich było.

W tym roku zawiodłam się przede wszystkim na kryminałach, pewnie też dlatego w sumie nie przeczytałam ich wiele. Największym rozczarowaniem był Głos Arnaldur Indridasona; powieść wydawała się jak kiepsko utkana tkanina, jak materiał rozchodzący się, pełen prześwitów, z którego pewnie można coś uszyć, ale to coś nie będzie się nadawało do noszenia.  Podejrzewam, że nie tylko sam autor, ale i tłumacz tej książki  się nie popisał, co spowodowało, że przyjemności z lektury nie odczułam żadnej.

Drugim kryminalnym rozczarowaniem był Mariusz Czubaj, i jego debiutancka powieść 21:37. Tu też wiele wątków nie miało sensu, stylistycznie nie było najlepiej, ale być może zbyt wiele się spodziewałam? Przeczytany wcześniej wywiad z autorem zrobił na mnie dobre wrażenie, ciocia też zachwalała, więc liczyłam na coś lepiej dopracowanego. Możliwe, że następne jego książki są lepsze, ale wątpię, czy będę sprawdzać.   

Kolejnym rozczarowaniem było Crossing to Safety Wallace’a Stegnera, o którym pisałam tutaj. Tak pretensjonalnej i infantylnej literatury nie czytałam od dawna! Właściwie do dzisiaj się zastanawiam, co sprawiło, że tę książkę skończyłam?

Natomiast nie udało mi się dokończyć lektury Dziennika roku Węża Piotra Siemiona, mimo tego że zostało mi mniej niż sto stron do końca. Jest to jedna z tych książek, których sensu powstania nie rozumiem, i, jak wynika z niedawnych dyskusji wokół ostatnio ukazujących się dzienników, chyba nie ja jedna. Dziennikowi… na pierwszy rzut oka niewiele można zarzucić, bo stylistycznie jest w porządku, ale właśnie nic więcej, jest tylko w porządku. Książka jest po prostu nudna. Bo właśnie ani językowo nie jest ciekawa, ani w warstwie treści niczego nowego właściwie nie wnosi, przemyśleń nie wywołuje żadnych, pytań nie stawia. To ja tylko pytam „po co?” Rozumiem potrzebę pisania, ale potrzeby wydawania już nie. Co prawda Dziennik… nadal leży ‚na nocnym stoliku’, bo łudzę się, że może jak doczytam do końca, to objawi mi się jakaś pointa. Ale jakoś szkoda mi czasu.

Podobnie jak szkoda mi czasu na biografię D’Annunzia, w której doszłam do połowy i się poddałam, bo zawiódł mnie i temat, i sposób podania.  Wiedziałam, że ten włoski poeta był megalomanem i zwolennikiem faszyzmu, ale że był aż ak niesympatyczną postacią, to nie miałam pojęcia! Przy całej obiektywności autorki, Lucy Hughes-Hallet, którą tak, udaje się jej zachować, nie da się w żaden sposób poczuć do D’Annunzia ani odrobiny sympatii, a jego megalomania i egoizm sprawiają, że z każdą stroną tracę nim zainteresowanie. Hughes-Hallet dostała za tę biografię nagrodę Samuela Johnsona (w 2013) i chociaż rozumiem dlaczego, mnie sposób jej napisania nie zachwyca. Nie lubię wolnego traktowania chronologii  zdarzeń, przeskakiwania po latach, nie lubię  wtrącania scenek rodzajowych, rodem z powieści, w stylu fikcyjnych biografii, pomimo tego, że autorka za źródło używa dzienników D’Annunzia, które ten prowadził bardzo dokładnie.  Jeśli chodzi o biografie, to jestem jednak tradycjonalistką!

Tymczasem, mam nadzieję, że te żale jakoś odwrócą ten niefart czytelniczy, i że następna moja lektura znajdzie sie wśród książek najlepszych!

15 myśli w temacie “książki najgorsze

  1. Zaskoczyła mnie trochę Twoja opinia na temat „Dziennika roku Węża”, bo samej książki co prawda nie czytałam, ale widziałam, że Zofia Król bardzo ją zachwalała. Byłam zresztą na prowadzonym przez nią spotkaniu z Siemionem i Olszewskim w ramach Conrada i dyskusja była bardzo ciekawa. Sama jakoś specjalnie się tą książką wcześniej nie interesowałam, ale im bardziej rozbieżne opinie na jej temat, tym większą mam ochotę sama przeczytać i się przekonać, w którym obozie wyląduję :).

    Szkoda, że miałaś taki słaby czytelniczo rok. Zawsze ilekroć trafię na słabą książkę, mam w głowię tę nieznośną myśl, że jest tyle genialnych czekających gdzieś w kolejce, a ja marnuję czas! Mam nadzieję, że 2016 Ci tę posuchę wynagrodzi i będziesz trafiać na same interesujące lektury :). Pozdrawiam!

    (Przepraszam, jeśli komentarz zdublowałam, ale nie jestem pewna, czy za pierwszym razem się dodał :)).

    Polubienie

    1. mnie książka niestety wynudziła, ale nie wykluczam, że ktoś, kto Siemiona lubi, polubi też ‚Dziennik roku Węża’. jeżeli jesteś zainteresowana, to daj znać, bo ja chętnie książkę ‚uwolnię’ ;)

      rok ogólnie nie był bardzo słaby, chociaż właśnie kilka książek się tak niepochlebnie wyróżniło. ale będzie też wpis o książkach najlepszych :)

      Polubienie

      1. Trochę mnie zaskoczyłaś. Czytałam fragmenty Dziennika w księgarnio-kawiarni i tak mi się spodobały, że sobie ją sprawiłam. Co prawda utknęłam na ok. 50 stronie, ale nie jest źle. Dobija mnie tylko pisanie w stylu: „o rety, piszę dziennik, ciekawe, co z tego wyniknie”.

        Polubienie

      2. z początku też myślałam, że nie jest źle, ale im więcej czytałam, tym bardziej się nudziłam. ja się rozczarowałam, ale może za dużo się spodziewałam?
        ciekawe jak spodoba Ci się lektura całości.

        Polubienie

  2. Też nie lubię kiedy nie dość, że czytanie ciężko idzie, to jeszcze jak już się sięgnie po jakąś książkę, okazuje się ona niewypałem. Ale tak bywa.

    Czytałaś może też coś innego Indridasona? Ja przeczytałam „Grobową ciszę” tylko i dałam sobie spokój. Nie była to jakaś porażająco kiepska książka, ale zwyczajnie słaba, więc zniechęciła mnie do tego autora. Pamiętam, że miałam kiedyś okres zafascynowania kinem islandzkim i obejrzałam „Jar City” na podstawie „W bagnie”. Film bardzo mi się podobał, ale filmy kryminalne często są lepsze niż książki.

    Polubienie

    1. Czytałam jeszcze „W bagnie”, która nie zachwyciła, ale chyba się wystarczająco wciągnęłam, żeby później przeczytać „Grobową ciszę” i „Głos”, ale to zdecydowanie ostatnie książki Indridasona, po które sięgnęłam. Jeszcze wcześniej liczyłam, że autor może się rozkręci, ale po trzech nie ma co się łudzić ;)
      O filmie nie słyszałam, a też lubię kino islandzkie, więc się rozejrzę, dzięki!

      Polubienie

  3. W tym roku zasadniczo poległam czytelniczo (i nie było to polegiwanie z książką, albo czytnikiem). Chciałam Ci podziękować za przekonanie mnie by sięgnąć po „Przejęzyczenie”. Czy tu, czy tam podczytuję i jestem zadowolona, pewnie skrobnę coś nie coś na blogu o tym. Pozdrawiam.

    Polubienie

    1. cieszę się, że udało mi się Ciebie zachęcić do lektury „Przejęzyczenia” a jeszcze bardziej, że jesteś zadowolona!
      mam nadzieję, że przyszły rok przyniesie Ci więcej rozrywek czytelniczych :)

      Polubione przez 1 osoba

      1. Też mam taką nadzieję, może nie więcej, ale lepszych jakościowo. Ale w tym już moja głowa. :-) Dwa razy brałam udział w wyzwaniu czytelniczym 52 tygodnie czytania (chyba tak to się nazywa). Raz poległam, drugi raz przeczytałam/ wysłuchałam w ciągu roku 120 książek, teraz, może planu nie mam, ale wiem, że nie idę na ilość, ale na jakość. Pewnie rodzaj lektur będzie pobrzmiewał czcionką na blogu, ale to się zobaczy (sic!). Wzajemności.
        PS. Przeczytałaś może „Perspektywę mrówki”. A „Przejęzyczenie” sobie dawkuję, i ostrzę apetyt na rozmowę z Grzędowiczem i pani od Astrid, bo twórczość A.L mnie interesuje z punktu widzenia antropologii kulturowej.

        Polubienie

      2. To w takim razie życzę Ci, żeby jakościowo lektury Cię nie zawiodły :) Ilościowych wyzwań nie lubię, bo znam siebie na tyle, żeby wiedzieć że będę się wtedy fiksować na ilości czytanych książek, a chciałabym jednak, żeby co nieco mnie te książki sprowokowały do myślenia. Oczywiście nie przeszkadza mi to w corocznym podliczaniu przeczytanych książek, ale to już robię tak raczej dla siebie, z czystej ciekawości ;)
        „Z perspektywy mrówki” jeszcze nie czytałam, ale w tym roku zachwycałam się „Reporterami bez fikcji”, więc myślę że i po „Z perspektywy…” sięgnę.

        Polubienie

  4. Trochę podziwiam/trochę zadziwia mnie -bo ja kompletnie nie umiem – umiejętność odłożenia książki przed końcem raz na zawsze.
    Np. od paru miesięcy morduję (potrafię tylko kilka stron na raz) „Żołnierza Wielkiej Wojny” Heprina, ponad 600 stron, które mi się strasznie nie podobają, ale się uwzięłam…. (chyba na siebie).

    Polubienie

    1. Też kiedyś nie umiałam! Przede wszystkim szkoda mi było czasu spędzonego już nad książką, a też lubię kończyć to, co zacznę. A teraz sobie myślę, że szkoda mi bardziej tego czasu, który spędzę na kończeniu książki, której lektura ani nie sprawia mi przyjemności, ani nie wnosi niczego nowego. Więc porzucam, bo ten czas mogę przecież spożytkować w jakiś przyjemniejszy sposób :)

      Polubienie

  5. O, a ja z kolei „Głos” przeczytałam w jedno popołudnie/wieczór – tak wkręcona, że przez kilka godzin nie wyszłam nawet do toalety czy na papierosa ;)

    Czubaj jakiś czas temu napisał „Martwe popołudnie”, która to w moim odczuciu była sto razy lepsza niż cała seria z irytującym Heinzem (którą przeczytałam całą), więc mogę nieśmiało polecić.

    Polubienie

    1. Hm, może dam Czubajowi jeszcze jedną szansę ;) Moja ciocia natomiast polecała mi książki, które wspólnie pisał z Krajewskim, więc jeszcze go nie do końca nie przekreślam.

      Polubienie

Dodaj komentarz