książkowy detox

Moim tradycyjnym już postanowieniem noworocznym jest książkowy detox, czyli wstrzymanie się od zakupów książkowych przez pierwsze trzy miesiące roku. W tym miałam najlepszy wynik w historii, bo skusiłam się tylko na jedną pozycję, poleconą przez Buksy Irlandzką herbatkę. A mimo to moje półki uginają się pod ciężarem nowych książek! Jak to możliwe? Stało się tak dzięki podziękowaniom za pomoc w przeprowadzce w postaci bonów na książki, dzięki spóźnionemu Mikołajowi, który dotarł do mnie w marcu (lepiej późno niż wcale!), dzięki wyjazdowi (bo czas spędzony na urlopie jest jakby poza normalnym biegiem, prawda?) i dzięki urodzinkom, rzecz jasna.

stosik angielski

Od góry:

Kurt Vonnegut, Letters – ci z was, którzy od jakiegoś czasu śledzą facebookowy profil Łukasza Najdera doskonale zrozumieją, dlaczego Listy Vonneguta znalazły się w liście do Mikołaja; Najder wrzucał tak przepyszne fragmenty tych listów, że i ja musiałam je mieć.

Jeanette Winterson, Art Objects – znakomite eseje Winterson o sztuce, chociaż głównie o sztuce jaką jest literatura. Winterson prowokuje do myślenia, ale też wymaga wiele od czytelnika literatury, chociaż mamy teraz odwrotny trend: wszystko ma być na już, na teraz, lektura szybka i przyjemna. Sama Art Objects to jedna z tych książek, które wymagają od czytelnika uwagi i powolnej lektury, co w sumie nie dziwi, skoro jest tej powolnej lektury pochwałą. Podczytuję już od dłuższego czasu, jeden esej na tydzień.

Ciaran Carson, Shamrock Tea – to właśnie pozycja polecona przez Buksy. Główną przynętą był Portret małżeństwa Arnolfinich, mający kluczową rolę w powieści, bo to jedna z tych książek o obrazach. Ma być też magicznie, czego na ogół nie lubię, ale poza magią ma być też sporo nawiązań do historii, sztuki, filozofii, a takie wyprawy natomiast lubię, więc postanowiłam zaryzykować.

Lydia Davis, The End of the Story – jak na razie jedyna powieść mistrzyni małej prozy (przypomnę, że Lydia Davis parę lat temu wygrała międzynarodowego Bookera). Czytam powolutku, bo, pomimo niewielkiej objętości, jest to powieść gęsta, w której żadne słowo nie jest zbędne, więc chcę jak najwięcej zapamiętać, czytać jak najdłużej, bo to jest absolutna rozkosz czytelnicza!

Elizabeth Hardwick, Sleepless nights – ostatnio coraz częściej książkowe inspiracje znajduję na Instagramie. Tę książkę czytała herpickings – i tak, owszem, czytała ją w ramach współpracy z New York Review of Books, ale książki wybrane były przez nią, a poza tym skusiła mnie okładka i Nowy Jork. No i przecież książki wydane przez NYRB są niezawodne!

Nicolas Bouvier, The Way of the World – jest rok 1953, Nicolas ze swoim przyjacielem Thierrym pakują się w małego fiata i wyruszają z Genewy do Afganistanu, a ta książka to zapis ich podróży. Ze wstępem Patricka Leigh Fermora (którego jeszcze nie czytałam, ale ‚jest na liście’). Niezawodne New York Review of Books. Książka wydana w Polsce przez Noir sur Blanc jako Oswajanie świata, ma nawet to samo zdjęcie na okładce.

Jean Renoir, Renoir, My Father – tytuł mówi sam za siebie. Książka nabyta z ciekawości, poza tym była ostatnia na stoliku z przecenami, nie wypadało zostawić. Nawet jeśli nie będzie to pozycja na miarę Pasji życia (która mnie zachwyciła piętnaście lat temu, nie wiem, jakby było dziś), z pewnością będzie interesująca. No i przecież NYRB jeszcze mnie nie zawiodło.

książki włoskie

Massimo Polidoro, Secret Milan – w maju wybieram się do Mediolanu, więc tym razem potowarzyszy mi przewodnik po tych mniej znanych miejscach w mieście.

Stefano Liberti, A Sud di Lampedusa – czyli Na południe od Lampedusy wydana jakiś czas temu przez Czarne. Wydaje mi się nadal aktualna i warta lektury, postanowiłam przeczytać zanim wezmę się za Wielki przypływ Jarosława Mikołajewskiego.

Carlo Ginzburg, Il filo e le tracce – Carlo Ginzburg, syn Natali Ginzburg, znany historyk, jedna z jego książek została nawet przetłumaczona na polski (Ser i robaki, wydana w 1989 roku w PIWie). Zachwyciła mnie okładka tej książki przedstawiająca obraz Everta Colliera Pannello, i tematyka, czyli związki fikcji z historią. Pewnie minie trochę czasu zanim będę mogła się w nią porządnie wgryźć, ale nie mogłam jej sobie odmówić.

Paolo Sorrentino, Hanno Tutti Ragione – czyli Wszyscy mają rację. Nawet nie wiem o czym, ale po tym jak spodobała mi się jego Młodość (film, nie książka), postanowiłam przekonać się jak pisze. Na okładce jest karaluch.

Umberto Eco, Come viaggiare con un salmone – ta książka była w każdej księgarni we Włoszech, ale w ogóle księgarnie były pełne Umberto Eco. Skusiłam się, bo kiedyś Justyna Sobolewska umieściła jej fragment na swoim facebooku, z rozdziału „Jak jeść w samolocie”, i pomyślałam, że na pewno mi się przyda.

Umberto Eco, Arte e bellezza nell’estetica medievale – czyli Sztuka i piękno w średniowieczu. Tymczasem tę książkę kupiłam bo była praktycznie nie do zdobycia. Nie skusiłam się na nią w pierwszej księgarni, więc szukałam w każdej następnej, a udało mi się ją znaleźć dopiero ostatniego dnia! Bez zastanowienia kupiłam i mam nadzieję, że jest dosyć przystępnie napisana.

Primo Levi, Se questo è un uomo – czyli Czy to jest człowiek. Klasyka, która mnie trochę przeraża, ale nie tak jak eseje Ginzburga, że będę musiała siedzieć ze słownikiem i czytać jeden akapit dziennie. Po prostu nie jestem pewna, czy nie wyczerpała mi się odporność na takie książki, przynajmniej chwilowo.

Michela Murgia, Accabadora – z pewnym przerażeniem odkryłam, że jest to kolejna książka, która znalazła się w mojej bibliotece pod wpływem facebooka. Tym razem wspomniał o niej Jacek Dehnel, więc się do niej zapaliłam, chociaż teraz nie jestem pewna, czy słusznie. Powieść ma 160 stron, i jak z entuzjazmem czytam niewiele większą objętościowo Lydię Davis, tak z obawą podchodzę do Murgii, bo krótkie włoskie narracje mnie do tej pory nie przekonały. W Polsce książka przeszła bez echa, za to we Włoszech zdobyła wiele nagród, ale tym też już coraz mniej ufam.

Oriana Fallaci, Lettera a un bambino mai nato – czyli List do nienarodzonego dziecka, jakiś czas temu wydany przez Świat Książki, który teraz wznowi jej Wywiad z władzą, więc może ukażą się też i kolejne tytuły, bo i byłoby co wydawać. Kiedy we włoskich księgarnia staję przed półkami z książkami Oriany Fallaci zawsze czuję się zagubiona. Wiem, że chciałabym przeczytać Kapelusz cały w czereśniach, ale doświadczenie podpowiada mi, że na pierwsze spotkanie z autorem lepiej nie wybierać ich najgrubszych książek. Wybrałam więc najcieńszą, w końcu jakieś kryterium musiałam przyjąć.

18 myśli w temacie “książkowy detox

      1. Książka ładnie wydana, chociaż okładka się brudzi. Cena rynkowa waha się od 65-70 zł, ale zdarzają się promocje (19.90/12.90) jeśli mówimy o kupnie, a nie o wypożyczeniu. W pierwszym wypadku warto czekać.

        Polubienie

      2. w tym wypadku myślę o kupnie, bo to jest chyba taka książka, do której można wracać. dobrze wiedzieć, że zdarzają się promocje, będę polować! pośpiechu nie ma, przecież nie przeczytam wszystkiego od razu ;)

        Polubienie

      3. Zdarzają się i to duże, dlatego warto czekać, jeśli książka nie jest Ci potrzebna na już. Ja także będę miała na uwadze Twoje zapatrywania. Jest jeszcze oczywiście „Początek świata”, ale o tym pewnie wiesz…

        Polubienie

  1. Piękne okazy, jak zwykle u Ciebie. Ręce aż się rwą do przeglądania.;)
    Totalnie umknęła mi powieść Davis, do dzisiaj byłam przekonana, że pisze tylko opowiadania.;)
    I chyba będę musiała wrócić do Art Objects, bo pamiętam jedynie, że mnie wymęczyły, ale składam to na karb młodego wieku.;(
    Powoli dochodzę do przekonania, że mogłabym spokojnie przeżyć bazując jedynie na serii NYRB.;)

    Polubienie

    1. dzięki, miło mi to słyszeć :)
      ta powieść Davis została wydana jakiś czas temu i do tej pory była ciężko dostępna, może dlatego Ci umknęła.
      Art Objects polecam jak najbardziej, mnie się naprawdę to, co pisze Winterston, bardzo podoba, może dlatego, że zgadzam się z nią niemal we wszystkim! nie wszystkie eseje są równe w odbiorze, fragmenty w tym o „Falach” Woolf czytałam ze trzy razy, ale na pewno wszystkie są warte przeczytania.
      oj, tak! NYRB mają taki wybór, że w bibliotece składającej się z samych ich książek każdy by coś dla siebie znalazł. ja mam ochotę wykupić je wszystkie :)

      Polubienie

      1. Z ciekawości zajrzę dzisiaj do Winterson.
        Ciekawi mnie pisarstwo Sorrentino (oprócz tej „filmowej”), bo jestem tu dość sceptyczna, ale poczekam na Twoje wrażenia, może się okaże, że pisze też nieźle.;)

        Polubienie

      2. mnie też ciekawi Sorrentino! po przejrzeniu wydaje się być całkiem w porządku, to znaczy nie za trudny w odbiorze, co jednak niekoniecznie znaczy, że pisze nieźle. zobaczymy, jak nie okaże się ‚letni’ i będzie o czym pisać, to zaraportuję ;)

        Polubienie

      1. nic się nie stało ;) komentarz w odpowiedzi do 5000 lib całkiem pasował, a ja sama często pamiętam swoje wersje tytułów i nazw ;)
        „Sztuki i piękna…” jeszcze nie zaczęłam i w ogóle obawiam się, że ja tę książkę będę czytać jeszcze wolniej! ciekawa jestem Twojej opinii, może mnie zmobilizujesz?

        Polubienie

  2. Ja też nie mam przekonania do literatury włoskiej. Nie licząc oczywistych klasków, nie odnajduję w niej nic, co by mnie zafascynowało.

    Zainteresowałaś mnie postacią Jeanette Winterson. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, a sama jej biografia jest niezwykła, książki najprawdopodobniej też (przede wszystkim właśnie Art Objects).

    Polubienie

    1. ojej, mam nadzieję, że z tego wpisu nie wynika, że nie mam przekonania do literatury włoskiej! wręcz przeciwnie! może niewiele spodziewam się po Murgii, ale to nie znaczy, że od razu niewiele spodziewam się po całej literaturze włoskiej ;)
      Jeanette Winterson jest świetna! A „Art Objects” czytam z ogromną przyjemnością.

      Polubienie

  3. „Sleepless nights” są na mojej liście od bardzo dawna, muszę je wreszcie kupić. Swego czasu tę książkę polecało sporo blogerów, i pamiętam, że nawet ją miałam w ręku podczas zakupów w Strandzie, ale miałam już wtedy lekkie obawy związane z objętością bagażu i ją odłożyłam…
    A poza tym też sporo książek kupuję pod wpływem wzmianek w różnych mediach społecznościowych :D Dziękuję za to, co powiedziałaś o angielskojęzycznych profilach na Instagramie, przejrzałam listę profili, które obserwujesz i odkryłam sporo perełek :D A potem dorzuciłam do nich jeszcze wiecej wyszukanych gdzie indziej. Obawiam się, że moja lista lektur konkretnie urośnie :D

    Polubienie

    1. nic się nie stało, że nie kupiłaś „Sleeples nights” w Starndzie, bo w wydaniu NYRB są obecnie dostępne na brytyjskim amazonie, więc są do zdobycia :) chociaż książka ze Starndu miałaby zawsze więcej uroku! ja tam kupiłam Susan Sontag i, ekhm, Waltera Benjamina, który imponująco wygląda na półce ;)
      w takim razie będę musiała sprawdzić, co Ty znalazłaś na Instagramie :) muszę przyznać, że jest on uzależniający! oprócz angielskojęzycznych profili śledzę kilka włoskich, więc moja lista lektur wymsknęła się już spod kontroli…

      Polubienie

Dodaj komentarz