wolność

Są takie książki, które podczas lektury potrafią mnie wręcz niezwykle irytować, i które czytam do ostatniej strony chyba tylko z poczucia obowiązku, ale po skończonej lekturze  dochodzę do wniosku, że mimo wszystko warto było poświęcić jej czas. Tak miałam z Białym szumem Dona DeLillo, którego bohaterowie wydawali mi się papierowi i nieprzekonujący, ich przemyślenia często zbyt oczywiste, a jednak dobrze tę książkę zapamiętałam i pewne wątki czy zdania do mnie co jakiś czas powracały. Tak też mam i teraz z niedawno co przeczytaną Wolnością Franzena; podczas lektury powieść ta sprawiła mi wiele problemów i wywołała sporo irytacji (szczególnie w środkowej części), ale jej skończenie napawiło mnie jednak poczuciem satysfakcji. Nie tylko dlatego, że moje życie nie wygląda tak, jak życie bohaterów tej powieści.

Franzen

Największy problem miałam z postaciami wykreowanymi przez autora, a już szczególnie z bohaterkami. Rozumiem krytykę feministyczną Wolności, bo jednowymiarowość postaci kobiecych w niej przedstawionych mnie również bardzo doskwierała, ale rozumiem też Franzena, kiedy mówi, że opisuje świat takim, jakim jest, a nie takim jakim chciałby, żeby był. Oczywiście zastanawiam się, czy w tym świecie jaki jest Franzen nie znalazłby chociaż jednej ciekawej bohaterki, z odrobiną kręgosłupa i z czymś więcej w jej życiu poza miłością do mężczyzny? Tak jak mogłam jeszcze zrozumieć, czy nawet miejscami współczuć, Patty (przy reakcji jej rodziców na gwałt, czy przy jej depresji), jej postać nie była pozbawiona też humoru, tak już miałam ogromny porblem z Connie! Ta dziewczyna nie miała w sobie nawet jednej cechy, która zdobyłaby moją sympatię, nie miała nawet odrobiny własnej woli.

Oczywiście nie czytamy książek po to, żeby polubić ich bohaterów, ale ich drażniący charakter nie był tutaj moim jedynym problemem. Przede wszystkim przeszkadzała mi ich papierowość, która sprawiała, że trudno mi było im uwierzyć i przejąć się ich problemami. W samej powieści było jednak coś murdochiańskiego, szczególnie przy końcowych partiach miałam wrażenie, że taką książkę mogłaby napisać Iris Murdoch, gdyby żyła dzisiaj i mieszkała w Stanach, niekoniecznie jako mężczyzna, bo ona dla swoich kobiecych postaci też nie była specjalnie łaskawa. Pewne wątki powieści, niektóre sceny (szczególnie ta z Joeym i Jenną w Argentynie oraz to, w jaki sposób Joey zrozumiał, że kocha Connie), czy nawet same postaci (najbardziej Walter) sprawiały wrażenie, jakby zostały wyciągnięte z jednej z powieści Murdoch.

Iris w jednej ze swoich książek powiedziała też, że małżeństwo powinno być ćwiczeniem z rozwoju, i pomijając fakt, że to stwierdzenie można by przyłożyć do całego życia, myślę że pasuje ono bardzo do Wolności właśnie, i że Franzen sam by się pod nim podpisał. I, jeżeli miałabym nazwać jedną rzecz, która sprawiła, że przeczytanie tej książki nie okazało się czasem straconym, byłyby to, trochę na przekór, właśnie te utarczki głównych bohaterów, Patty i Waltera, z życiem. I z samymi sobą też, kiedy uczą się jak żyć.

11 myśli w temacie “wolność

  1. Też znam to uczucie, o którym piszesz na początku! I też przychodzi mi tu do głowy w pierwszej kolejności DeLillo, jego też często czyta mi się ciężko, ale niektóre jego książki, np. „Americana”, tak zapadają mi w serce, że pamiętam je jeszcze długo, długo potem. Franzen jednak akurat w moim przypadku do tej kategorii nie trafia. Nie czytałam „Wolności”, zabieram się od dłuższego czasu, ale za to „Korekty” cenię właśnie za sposób, w jaki autor potrafił sprawić, że przejęłam się losem bohaterów – i to bardzo. Zaintrygowałaś mnie – mam teraz ochotę sprawdzić, czy po prostu trochę inaczej odbieramy jego prozę, czy rzeczywiście bohaterowie „Wolności” są bardziej papierowi, a ich historie mniej przejmujące.

    Polubienie

    1. całkiem pradwopodobne, że inaczej odbieramy prozę Franzena – do „Korekt” podchodziłam parę razy i nawet doszłam do stu iluś stron i niestety nie potrafiłam się przejąć losem bohaterów. myślę że teraz muszę odpocząć trochę od Franzena zanim sięgnę po inne jego książki!

      Polubienie

  2. Naia wystawiła u siebie tak entuzjastyczną opinię „Korektom”, że czym prędzej pomaszerowałam po „Wolność” do księgarni (akurat był duży rabat), ale powieść wciąż czeka w kolejce do czytania. Aktualnie mam fazę na biografie ;-), i czytam to, co mi wpadnie w ręce o Szymborskiej (powtórka z „Pamiątkowych rupieci…”, „Nic zwyczajnego” i czekam jeszcze w kolejce na listy Szymborskiej i Filipowicza).
    To Safari czy Al-Star? ;-)

    Polubienie

    1. Listy Szymborskiej i Filipowicza też czekają u mnie w kolejce! A ja po Franzenie mam teraz fazę na krótsze powieści, bo nawet jeśli okażą się trudne w odbiorze, to łatwiej przebrnąć przez niecałe dwieście stron niż sześćset ;)
      To Safari ;)

      Polubienie

  3. Mnie Franzen tak skutecznie zniechęciłam do siecie korektami że po nic jego autorstwa nie sięgnę. To co ten autor wyczynów swoim postaciom jest niewiarygodne i często po prostu obrzydliwe.

    Polubienie

Dodaj komentarz