sztuka opowiadania

Mavis Gallant w posłowiu do swojego zbioru Paris Stories mówi: „Opowiadania to nie rozdziały powieści. Nie czyta się ich jedno za drugim, tak jakby miały po sobie następować. Przeczytaj jedno. Zamknij książkę. Przeczytaj coś innego. Wróć później. Opowiadania mogą czekać.” Jestem miłośniczką powieściowej formy, po opowiadania sięgam rzadko, a jak sięgam to właśnie dlatego, że mogą czekać, że można czytać je pomiędzy; dla czytelniczki takiej jak ja, nieskłonnej do monagamii książkowej, jest to nie lada zaleta. A przynajmniej tak było do niedawna, bo jak słusznie zauważa Russell Banks, autor przedmowy do zbioru opowiadań Mavis Gallant Varieties of Exile, jej opowiadania czekać nie mogą.

Mavis Gallant

Ta kanadyjska autorka to jedno z moich, coraz liczniejszych, instagramowych odkryć (tak, to z instagramem zdradzam bloga; no cóż, jest łatwiejszy!). Ale naprawdę się zastanawiam jak to się stało, że na tę autorkę nie zwróciłam wcześniej uwagi? Szczególnie, że uwielbiam wszystko, co kanadyjskie. Gallant, urodzona w 1922 roku w Montrealu, czyli we francusko-języcznej części Kanady, większość życia spędziła we Francji, pisząc po angielsku. Na tom Varieties of Exile składają się wybrane przez Russela Banksa opowiadania tzw. kanadyjskie, niekoniecznie za miejsce akcji mające Kanadę, ale zawsze w jakiś sposób z nią związane.

Opowiadania zawarte w tym tomie są różnorodne i ciężko byłoby je streścić, z resztą streszczania nie lubię, bo przecież zawsze lepiej przeczytać samą książkę. A i nie w samej treści zawiera się ich kunszt! To, czym Gallant mnie najbardziej ujęła, to jej umiejętność nadawania jej bohaterom indywidualnego głosu. Nawet kiedy czytałam opowiadania rozwinięte wokół tych samych osób, lekko autobiograficzne historie Linet Muir czy opowiadania Steve’a Burneta, to każde jest opowiedziane innym głosem. Przecież kolejne dotyczą innych historii, a i sami bohaterowie są już inni: w innym wieku, w innym miejscu. Jednocześnie miałam wrażenie, że autorka opowiada o nas wszystkich, o czymś uniwersalnym, co mogłoby dotyczyć każdego z nas.

Dzięki różnorodności głosów czytelnik nie ma wrażenia, że cały czas czyta jedno i to samo opowiadanie, i nie wyobrażam sobie, żebym mogła Gallant przedawkować tak, jak zdarzyło mi się to z Alice Munro. Wszystkim tym, którzy lubią Alice Munro, mogę więc powiedzieć: Śmiało! Gallant jest jeszcze lepsza! Natomiast tym, którzy za Munro nie przepadają, mogę powiedzieć: Bez obawy! Gallant jest o wiele lepsza!

7 myśli w temacie “sztuka opowiadania

  1. nie byłabym sobą, gdybym nie stwierdziła ze lepszym od Munro być nietrudno ;) Jednak z pewną ostrożności Twoją polecankę spróbuję sprawdzić. A jeśli chodzi o „zdrady” bloga na rzecz instagrama to potwierdzam, z nim jest łatwiej, przyjemniej i różnorodniej ;)

    Polubienie

    1. haha ;) naprawdę, wierz mi, Gallant pisze doskonałą prozę! A to porównanie z Munro, to dlatego, że obie kanadyjki i obie piszą/pisały opowiadania. Ale nawet tak myślałam, że szkoda że to Gallant właśnie nie dostała tego Nobla, jeszcze żyła w 2013, więc mogłaby.

      Polubienie

  2. Za każdym razem, kiedy widzę gdziekolwiek książki NYRB, zazdrość mnie zżera.;) Mam ten zbiór co prawda w ebooku, ale to nie to samo.;( A skoro piszesz, że lepsza od Murno (to możliwe?:), to zajrzę chociaż do jednego opowiadania dzisiaj.

    Polubienie

    1. Ja na książki z NYRB reagują kompulsywnym niemalże zakupem ;) Świetnie, że masz ten zbiór, nawet jeśli w ebooku! Myślę że już pierwsze opowiadanie ukazuje doskonały warsztat pisarski Gallant, chociaż chyba najbardziej mi się podobały trzy ostatnie, od „Let It Pass”.

      Polubienie

    1. Niestety, czasami mam wrażenie, że polscy wydawcy w pogoni za nowościami nie potrafią dostrzec tego, co starsze, a jednak dobre. Ba, o wiele lepsze od niejednej nowości!

      Polubienie

Dodaj komentarz